Rozmowy z dziećmi o tym, skąd się biorą na świecie

Kiedy i jak zacząć rozmawiać z dzieckiem o seksie?

Przychodzi wiosna, potem lato, spędzamy z dzieckiem dużo czasu na placu zabaw lub na basenie, gdzie dzieci często widzą kobiety w zaawansowanej ciąży. To jedna z wielu okazji prowokujących do pytań. I przychodzi moment, kiedy dziecko w zupełnie naturalny sposób zapyta, o co chodzi i jak ono wzięło się na świecie. Pytanie o to, jak przyszło na świat, jest proste, ale odpowiedź może być dla rodzica trochę bardziej skomplikowana, więc warto się do niej przygotować. Podobnie jak przy uczeniu i tłumaczeniu dzieciom wielu innych rzeczy pomagają nam ilustracje, tu też odpowiednia książka z rysunkami może nam pomóc wytłumaczyć cały proces narodzin.

Będąc już mamą trafiłam na książkę wydawnictwa popularno-naukowego Babyonline, zatytułowaną „Mamo, jak przyszedłem na świat?”. Autorką książki jest lekarka Jana Martincová. Dzięki mojej pracy redakcyjnej mogłam bliżej poznać się z Janą i miałam okazję zadać jej wszystkie te pytania, które przyszły mi do głowy w trakcie lektury jej książki z moimi dziećmi.

Pamiętasz, jak sama zapytałaś swoich rodziców o to, jak dziecko znajdzie się w brzuchu mamy, i co ci na to odpowiedzieli?

Miałam bardzo postępowo myślącą mamę. A przy tym był to 1931 rok! Pamiętam, że kupiła mi książkę pana doktora Bečki „Jak przyszliśmy na świat” wraz z dwoma płytami gramofonowymi, na których cała książka była nagrana. Niestety, brakowało w niej tej najważniejszej informacji, która interesuje dzieci w wieku 5 lat, czyli jak dochodzi do zapłodnienia. Dlatego jeszcze przez długi czas potem myślałam, że dzieci „powstają” z całowania. Chciałam, by moje dzieci miały tę wiedzę uporządkowaną i kompletną i tak powstała książka „Mamo, jak przyszedłem na świat?”.

Wiem, że dzieci są bardzo ciekawe wszystkiego, swoje ciało poznają już od niemowlęcego wieku. Uważasz, że dla rodziców jest to nadal trudna sprawa rozmawiać z dziećmi na temat tego, jak się urodziły?

Bardzo chciałabym odpowiedzieć na to pytanie pozytywnie, że tego problemu nie ma. Ale niestety prawda jest inna. Jestem zaskoczona, w jakim stopniu nawet u nas, w Czechach, temat edukacji seksualnej to temat tabu. Panuje pewnego rodzaju hipokryzja, gdy seks jest obecny w naszej codzienności w różnych postaciach, ale ciągle uważamy, że poruszanie z dzieckiem kwestii zapłodnienia i narodzin jest niestosowne.

Z drugiej strony spotykam rodziców, którzy poświęcają dziecku dużo uwagi, dbają o jego rozwój, uczą je, a kiedy dowiadują się, czym się zajmuję, od razu reagują w sposób: „moja córka ma 9 lat, już czas byśmy zaczęli na ten temat rozmawiać”. Ale to już jest w pewnym sensie za późno. Już nie będzie tym rozmowom towarzyszyła pewna wyjątkowość, ta gdy 5-latek w zupełnie naturalny sposób stara się narysować komórkę rozrodczą, mamę z dzidziusiem w brzuchu, nowo narodzone niemowlę, różnice między tatą i mamą, i gdy można poczuć jego pełną pasji i naturalną chęć poznania tajemnicy jego pojawienia się na świecie. Dziecko nie widzi w tym nic niestosownego, w tym wieku nie jest ograniczone wstydem czy autocenzurą. Te rozmowy i ta tematyka jest dla niego zupełnie naturalna i normalna. Przy przeglądaniu książki o ciele człowieka w ten sam sposób pyta i stara się zrozumieć działanie serca czy mózgu, jak i układu rozrodczego, na który trafia kilka stron dalej.

Bardzo spodobało się mi, jak poradziła sobie z tym jedna mama, która opowiedziała mi tę historię przez telefon. Jej dzieci były już większe, ale jeszcze nigdy nie poruszali tego tematu. Kupiła naszą książkę, wieczorem cała rodzina siadła pod kocem na kanapie i przeczytała ją wspólnie. Według słów tej mamy była to niezapomniana chwila. Więc i tak można to nadrobić. Na nic nigdy nie jest za późno :-). Ważne tylko, jak to zrobić.

Rozmowa z dzieckiem, o tym skąd się wzięło na świecie
Szczera rozmowa mamy z dzieckiem, o tym jak rodzą się dzieci

Więc według Ciebie warto te tematy omówić z dzieckiem w wieku 5 lat?

Na szczęście u nas wyszło to spontanicznie, dzieci same zapytały. U obojga, córki i syna, przebiegało to dość podobnie. Najpierw w wieku dwóch lat zapytały, skąd się wzięły na świecie i odpowiedź, że z mamy brzucha, była dla nich zupełnie wystarczająca. W wieku pięciu lat padła już seria pytań. Musiałam wtedy siąść z każdym z nich i na wszystkie pytania po kolei odpowiedzieć. Syn starał się te odpowiedzi od razu narysować. Schowałam te rysunki na pamiątkę. W sumie w wieku 5 lat wiedział faktycznie wszystko to, o czym jest napisane w naszej książce „Mamo, jak przyszedłem na świat?”.

Czy jako mamie lekarce jest Ci łatwiej o tym rozmawiać?

Możliwe, że ten temat jest dla mnie tak samo naturalny, jak dla dzieci. W trakcie studiów tak samo omawialiśmy serce, krwinki i choroby różnych narządów i układów, jak i jajowody, komórki rozrodcze, budowę penisa, płodność, itd. To również kwestia mojego charakteru, że nie dodaję rzeczom niepotrzebnej wagi, staram się do wszystkiego podchodzić naturalnie. Oczywiście z racji wykształcenia czuję się pewniej w tej tematyce i potrafię dzieciom na wiele pytań z zakresu biologii i fizjologii odpowiedzieć. Z drugiej strony nie mam problemu z przyznaniem się do tego, że czegoś nie wiem i że razem poszukamy odpowiedzi.

Zgadzam się z podejściem, że nie powinniśmy dzieciom dawać nieprawdziwych informacji, żeby potem ktoś się z nich nie śmiał. Jednak w bajkach czy reklamach bociany noszą dzieci, jak sobie z tym radzić?

Pamiętam, że kiedy mój 5-letni syn zobaczył w jakieś gazecie bociana niosącego zawinięte w beciku niemowlę, roześmiał się. Brał to jako żart, jakąś celową przesadę. Podobnie jak ten rysunek w książce, gdzie trojaczki w brzuchu mamy grają w karty. Myślę, że dobrze poinformowane dzieci nie mają problemu z rozróżnieniem rzeczywistości i pewnej czy to bajkowej, czy artystycznej przesady.

Kto powinien czytać książkę z dzieckiem? Najlepiej oboje rodziców, czy mama z dziewczynką, a tata z chłopcem?

W każdej rodzinie może to przebiegać to inaczej. Czasem rozmowy zaczną się od serii pytań dziecka, a książka będzie pomagać odpowiadać na poszczególne pytania, rodzic otworzy odpowiednią stronę z właściwą ilustracją. Czasem dziecko poprosi o przeczytanie książki od początku do końca. Czasem jeden rodzic nie poradzi sobie ze znalezieniem odpowiedzi, poprosi o pomoc drugiego rodzica. To już bardzo indywidualna sprawa. Na pewno nie dzieliłabym tych rozmów według płci, czyli mama z dziewczynką i tata z chłopcem. To raczej w starszym wieku dziecka, w okresie nastoletnim. W takim wczesnym wieku dziecko zwraca się zwykle do tego rodzica, który akurat jest „pod ręką”. Częściej są to mamy. U nas, kiedy odpowiedzieliśmy sobie już na wszystkie pytania, zostawiłam dzieciom książkę w ich biblioteczce i one same od czasu do czasu brały ją sobie i same przeglądały, potem, jak już umiały, także czytały.

Rekomendujesz używanie właściwych i konkretnych nazw, jak penis i wagina. Czy to nie za wcześnie dla dzieci w wieku przedszkolnym?

Szczerze mówiąc nie wiem, jak inaczej miałabym nazwać te części ludzkiego ciała. Oko nazywamy okiem, brzuch brzuchem, a pochwa to pochwa. Ponadto nazywanie rzeczy po imieniu to nasza rodzinna zasada, która nigdy dzieciom nie zaszkodziła, wręcz odwrotnie. Cieszę się, że nie boją się rozmawiać o czymkolwiek, starają się wyrażać swoje zdanie. To między innymi dlatego, że zawsze staraliśmy się odpowiedzieć na każde ich pytanie. Przynajmniej tak mi się wydaje ???? Ponadto dzieci pytają i drążą temat tak długo, aż rozwieją wszystkie swoje wątpliwości. Kiedy staramy się omijać, unikać jakichś odpowiedzi, wyczują, że informacja nie jest pełna i będą pytać dalej. Z kolei, kiedy staramy się odpowiedzieć na wszystko zgodnie z rzeczywistością, oczywiście dostosowując złożoność odpowiedzi do wieku dziecka, pytań jest niewiele, dzieci potrafią sobie resztę dopowiedzieć. Kiedy wszystko daje im sens, więcej nie pytają.

Muszę się przyznać, że przy pierwszym przeglądaniu książki trochę zszokował mnie rysunek zbliżenia dwojga ludzi. Czy to nie zbyt wcześniej na taką informację dla dziecka? Współpracowałaś przy tej publikacji z psychologami, jakie jest ich zdanie na ten konkretną kwestię?

To właśnie powód, dla którego musieliśmy wręcz tę książkę napisać i wydać. Mój syn w wieku 5 lat zadał to najtrudniejsze pytanie – w jaki sposób komórka taty dostaje się do brzucha mamy, czy tata przynosi ja w ręce. Gorączkowo poszukiwałam jakieś ilustracji, która pomogłaby mi to wytłumaczyć. Znalazłam angielską broszurę z podobnym obrazkiem, którą pokazałam synowi. Już szukałam w głowie słów, jak skomentować ten rysunek, na co mój syn stwierdził po prostu: Aha, oni się połączą”. Lepiej bym tego nie powiedziała. Tę odpowiedź syna, zresztą jak wiele innych, wykorzystałam w książce. Jeśli chodzi o współpracę z psychologami, to tak samo jak w przypadku Zeszytów dla Przedszkolaka, tak i przy tej książce poprosiliśmy o merytoryczną redakcję psychologa i pedagogów, którym bardzo dziękuję za cenne uwagi.

Podoba mi się, że książka nie jest tylko opisem samotnego aktu połączenia komórki rozrodczej i plemnika, rozwoju płodu i porodu, ale że cały proces urodzin dziecka jest przedstawiony w kontekście opowieści o miłości, opowieści o mamie i tacie. Jak ma pracować z książką na przykład mama, która samotnie wychowuje dziecko?

Zupełnie tak samo, jak pozostali rodzice. Każde dziecko musi usłyszeć, że zostało poczęte z miłości.

Książka została wydana w 2010 roku, spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem, ale pamiętam jeden komentarz – czytelniczka zwróciła uwagę, że w książce mowa o jednej opcji porodu, w szpitalu. Jakie jest twoje zdanie na temat porodów w domu? Czy dla Ciebie jako lekarza jest to jakaś opcja?

Książka to opowieść o narodzinach dziecka, gdzie sam poród odbywa się w szpitalu. Myślę, że gdybyśmy poruszyli kolejne kwestie, na przykład poród w domu, to książka mogłaby być już zbyt skomplikowane. W szpitalu może rodzić każda kobieta, w domu – tu ciężko się z tym nie zgodzić – nie. Przeważająca większość kobiet rodzi właśnie w szpitalu.

Jeśli chodzi o poród w domu, może Cię zaskoczę, ale jestem osobą dość liberalną i otwartą, która zgadza się z twierdzeniem, że wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. Jeżeli kobieta chce rodzić w domu, ma do tego prawo. Ale musi przyjąć do wiadomości fakt, że jest częścią jakiejś społeczności, która uznała, że najbezpieczniejszy i najefektywniejszy poród to ten w szpitalu. Jeżeli zdecyduje się zrezygnować z tego, nie może oczekiwać, że w przypadku jakiegoś nieoczekiwanego rozwoju sytuacji, ten system zaoferuje jej pomoc w oczekiwanym przez nią zakresie, szybkości i kosztach. Niestety, powstaje także pytanie, na które ogromnie trudno odpowiedzieć, jaka jest w tym wszystkim sytuacja dziecka, które nie mogło zdecydować, jak chce przyjść na świat.

Sama dobrowolnie nigdy nie zdecydowałabym się na poród w domu. Nie tylko ze względu na ryzyko dla mnie i dzieci. Jestem bardzo praktyczną osobą i zdaję sobie sprawę z tego chaosu i nieporządku, jaki przy porodzie powstaje. Nie wiem, czy moje pełne temperamentu dzieci pozwoliłyby na stworzenie harmonijnej atmosfery, czy jaki wpływ mógłby mieć poród syna na córkę, która wkraczała w okres dojrzewania, itd. Poród w szpitalu był dla mnie po prostu bezpieczniejszym i bardziej komfortowym rozwiązaniem.

Dzieci dowiadują się z książki o czymś takim, jak in vitro. Czy to nie za dużo dla małego dziecka? Ma sens rozmawiać z kilkulatkiem o tym, że czasem kobieta nie może zajść w ciążę i może jej w tym pomóc nauka??

Masz rację, to jest dodatkowa informacja, chyba jedyna albo jedna z niewielu, która nie wyszła spontanicznie od moich dzieci. Pisząc o tym, myślałam o rodzicach, którzy mają dzieci dzięki tej metodzie i którzy też mogą kiedyś z tej książki skorzystać, a także o tym, aby i ten fakt był przez dzieci traktowany naturalnie.

Kiedy następuje drugi okres edukacji seksualnej? W chwili, gdy dziecko wkracza w okres dojrzewania?

Informacje, które są zawarte w książce, wystarczają w zasadzie mniej więcej do 10 roku życia dziecka. Oczywiście do tego dochodzi wszystko to, co usłyszy w swoim otoczeniu. Ale dzięki realnemu wyobrażeniu i wiedzy potrafi sobie te informacje poukładać i to uchroni je częściowo przed niewłaściwymi treściami, które usłyszy z zewnątrz.

Kto powinien jeszcze pomóc znaleźć dziecku odpowiedzi na te pytania? Czy książka jest przeznaczona także dla nauczycielek przedszkolnych? Akurat nauczycielka z naszego przedszkola zaczerwieniła się, przeglądając tę książkę?

Jestem zwolenniczką prowadzenia takich rozmów i w ogóle edukacji seksualnej w rodzinnym kręgu. W szkole można omawiać fakty, omawiać problematykę od strony biologicznej, ale jest z tym mocno związana także sfera emocjonalna, uczuciowa, i to powinni tłumaczyć rodzice w kameralnej, ciepłej, rodzinnej atmosferze. Jeżeli z jakiegoś powodu rodzina nie umie czy nie może tego zapewnić, a nauczycielki są na tyle spostrzegawcze, że wychwycą to zainteresowanie, mają wyjątkową okazję pomóc dziecku w znalezieniu odpowiedzi. Dlatego tez coraz częściej nasza książka pojawia się w przedszkolnych biblioteczkach.

Dziękuję za szczerą rozmowę i otwartość.

Z Janą Martincovą rozmawiała Beáta Matyášová


Nasze pozostałe projekty: