CO?
Zacznijmy od tego, czym jest dla mnie edukacja seksualna, co kryje się pod tym pojęciem?

Dla mnie to rozmowa rodziców z dziećmi o tym, co jest naturalną częścią życia, a czego my – rodzice często się wstydzimy, boimy się lub nie potrafimy wytłumaczyć.
A rozmowa ta nie dotyczy tylko sfery samego seksu i nie jest stricte o seksie. Wręcz przeciwnie – sam seks pojawia się na końcu. To rozmowy o dojrzewaniu, zmianach, jakie zachodzą w ciele, zdrowiu, uczuciach i związkach. Rozmowy pomagające zrozumieć dziecku, co się z nim dzieje, jakie procesy zachodzą w jego ciele, jak radzić sobie z emocjami. Rozmowy pomagające budować zaufanie i bliskość oraz właściwy, zdrowy stosunek do intymności i seksu.

GDZIE?

Określiłabym siebie jako raczej spokojny, wręcz „klasztorny” typ, moja pierwsza miłość jest moim mężem już od ponad ćwierćwiecza i nigdy nie przypuszczałam, że akurat ja zajmę się edukacją seksualną.
Miałam to szczęście, że zostałam wychowana przez bardzo rodziców o otwartych umysłach. Kiedy zaprzyjaźnionym matkom opowiadałam, że jako dziecko rozmawiałam z rodzicami o seksie, patrzyły na mnie z ogromnym niedowierzaniem. A kiedy dodawałam, że rodzice byli jeszcze jako nastolatkowie świadkami II wojny światowej, rocznik 1929 i 1931, patrzyły na mnie już jak na kosmitkę.

Naprawdę u mnie w domu było oczywistą sprawą, że w biblioteczce przedszkolaka była książka z zakresu edukacji seksualnej dla najmłodszych, a u starszej siostry odpowiednia publikacja dla dojrzewającej nastolatki. Swoją książkę wraz z płytami gramofonowymi do niej dołączonymi oraz obie książki siostry mam do dziś w swojej bibliotece.

Do pewnego czasu nie zdawałam sobie sprawy, że otwarte rozmowy o seksie w rodzinie odbywają się w mojej rodzinie i może kilku innych, a dla wielu rodzin jest to temat TABU.

Paradoks seksualności: jest wszędzie, ale nie tam, gdzie powinna być

Seks jest dziś obecny wszędzie i powiedzmy sobie otwarcie – dostępny również dzieciom. Nawet tam, gdzie byśmy się tego najmniej spodziewali – pomału w reklamie kładzenia kafelek. Dzieci, również te młodsze, które dziś używają smartfonu już standardowo, zyskują w ten sposób nieograniczone źródło dostępu także do tej sfery.

Byłam przekonana, że zwłaszcza u nas, w tak „bezpruderyjnych” Czechach, rozmowy o seksie w rodzinach są dużo bardziej powszechne. W jak wielkim błędzie jestem okazało się, kiedy zaczęłam rozmawiać z ludźmi na temat tego, czym się zajmuję i co piszę, kiedy rodzice mówili prostodusznie „Mi o tym w domu też nikt nic nie mówił i jakoś sam sobie poradziłem” albo „Ale on/ona coś tam już wie od kolegów albo z Internetu”. Chwilę trwało, zanim uświadomiłam sobie, że ci rodzice naprawdę poważnie przyznają, że nie mają ochoty podejmować tych tematów z dziećmi.

Dlaczego tak jest? Dlaczego seks jest wszędzie, ale w domu jest tabu?

Seks jest dziś wszędzie: w serialach, reklamach, mediach społecznościowych. Ale nie tam, gdzie najbardziej potrzeba o nim rozmawiać. Efektem tego może być zniekształcony w oczach dziecka obraz seksualności, nierealne oczekiwania, pytania pozostawione bez odpowiedzi i tworzony przez dziecko inny system wartości, niż ten, który my jako rodzice chcielibyśmy w dziecku zaszczepić.

Czy to nie właśnie w rodzinie dziecko powinno mieć schronienie i dostęp do informacji, które korygują „dzikie” i zniekształcone lub spłycone informacji z mediów i od rówieśników? To właśnie w domu mogłoby się nauczyć, że seksualność to sfera intymna, którą należy chronić i nie należy ona do przestrzeni publicznej.

cdn.

                                                                                                                            Jana Martincová